poniedziałek, 24 lutego 2014

pseudowiosennie:)

Wiosna niby jest, lecz ja się nie daję zwieść złudzeniom. Owszem - jest cudnie. Ale - zima jeszcze nas zachwyci, to pewne. Pogoda sprzyja wypadom na świeże powietrze. Wczoraj zrobiliśmy sobie wycieczkę nad Maltę. Najmłodszy spał jak ta lala chyba ze trzy godziny w wózku, starszak z tatą spacerowali (młody na rowerze biegowym), a matka nawet zajrzała go galerii Malta, gdzie nabyła spodenek na dzidziusia sztuk dwie, śliniaków sztuk dwie, skarpet sztuk sześć i tortownicę sztuk jeden. Po godzinie miałam dosyć. Ta galeria nie jest dla mnie!!! Ani ten parking, ani ten przepych, ani te tłumy. Zrezygnowałam z pójścia jeszcze do Marks'a i Spencer(s)a i uciekłam nad jezioro. Nie, nie i jeszcze raz nie.

Dziś też spędziłam z dzieciakami na dworze prawie trzy godziny. Młodszy znowuż spał jak niemowlę;), a starszy na placu zabaw przez matkę był huśtany, bo polubił po zimie huśtawkę-oponę. Po przyjściu do domku i zjedzeniu obiadku wyprawiłam go do niani, a sama zabawiałam mojego półroczniaczka, który darł się momentami nieziemsko, odkrył bowiem moc swoich vocal cords i testuje, ile matka jest w stanie wytrzymać.

Kilka ważnych faktów z życia półrocznego prawie M.: dla potomności;):

1. Jest tylko na cycu. Innych pokarmów brak. Niedługo zacznę mu pewnie rozszerzać dietkę, ale pękam z dumy, że udało się tym razem to, co się ze starszym nie udało. F., choć karmiony ogółem przez dwadzieścia pięknych i długich miesięcy, był już od czwartego miesiąca dokarmiany butlą, szybko wcinał jabłuszka i inne gadżety i był dopajany, a jakże. M. - nie. Żadnych herbatek-sratek ani wody. Póki co.

2. M. uprawia wybitnie trawienie bezresztkowe, co objawia się nierobieniem qpy przez parę dni. Ostatnio pobił swój rekord - dziesięć dni nie skalał pieluszki qpencyją, a matka po drodze zdążyła już któregoś dnia czopek podać, lecz bez efektów. Z F. było podobnie, ale od kiedy ptrzymał pierwszą butlę, qpy były, więc jakoś mi się w pamięć nie wrył ten bezqpowy czas.

3. M. śpi z matką swoją li i jedynie. Przy drugim dziecku już nawet nie próbuję z łóżeczkiem, bo wiem, że dziecku mojemu jest dobrze, tam gdzie jest, czyli pod ramieniem mamki swojej. Śpimy sobie przytuleni i dobrze nam. Notuję pobudki, bo czasami (z reguły ok czwartej nad ranem) budzi się i przez godzinę gada do mnie, przebiera giyrkami i się cieszy. Przeważnie jednak z nocek niewiele pamiętam, bo gdy chce, dostaje cycusia i już. Jak przypomnę sobie to odkładanie F. do łóżeczka... ile bezsensownie bezsennych nocy spędziłam, zanim posiadłam właściwą wiedzę.... o rety.

4. Przodem do świata - oto dewiza życiowa M. Tylko takie noszenie go wchodzi w grę. Gdy jest twarzą do osoby noszącej, wygina głowę nieziemsko w tył, kopie nogami, słowem - daje znać, że nie odpowiada mu to i już.

A starszy gada, gada, gada. Tworzy własne słowa, gada we własnym języku:). 

Usypiam go, a on coś tam pod nosem nadaje.

Mama: Franku, zamknij już buzię, śpimy.
F: Ale nie, bo Flaniu teraz mówi po angielsku!

Dzisiaj wymyślił, że stópki M. to bałwanki. No i bałwanki gadają: Ja mam czapkę nakutową, a ja mam czapkę siuflitową, bo jestem siuflitem. A matka słuchała i zanotowała:)

Ojciec z kolei zanotował rozważania kąpielowe: Franiowi odpadł siusiak i trzeba kupić nowy z kaniołkiem i hamulcowiczem!

Teletubisie otrzymały też niedawno nowe ksywki: Czerwonowicz, Fioletowicz, Żółtowicz i Zielonowicz:)))

To tyle z notatek i przemyśleń. Dzień się już nachylił, a mąż chce do kompa. Pozdrawiam wszystkich choć odrobinę steranych rodziców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz