Kupiłam kilka dni temu i jestem w nich zakochana. Myślę, że z wzajemnością, bo bucik jest wygodny i na nodze ładnie leży. Nie masz to jak skórzany but, niestety :) Jakoś mi, kurze domowej, bliżej w ostatnich miesiącach do obuwia sportowego niż eleganckiego, ale czy ktoś się dziwi? Ano nie, bo głównym punktem dnia jest spacer z dwójką. But musi być po pierwsze primo wygodny, a po drugie primo ma cieszyć oko me:) Oba warunki tu spełnione, jak sądzę.
Dzisiaj wyjątkowo spaceru nie było - wieje jak głupie. Teraz F. jest u cioci, a M. na balkonie. Miałam znów przekichany dzień - młodszy nie mógł się wyqpqać i w końcu pomogłam mu czopkiem - nazbierało mu się z paru dni, biedaczkowi. Starszy też mi się skichał w gatki, nie zdążył zawołać i masz babo placek - przebieranie i mycie.
Młodszy od dnia swoich półrocznych urodzin poznaje nowe smaki w formie papek. Doszłam do wniosku, że blw zdecydowanie nie jest dla mnie.
I tak mam w chacie syf, a tu jeszcze dodatkowe atrakcje. Dziękuję, postoję. Co dziecię je? Otóż so far konsumowawszy: jabłko, jabłko z brzoskwinią, jabłko z jagodą, morele, marchewkę, marchewkę z jabłkiem, marchewkę z pietruszką i selerem (ponoć uczula, dziś się dowiedziałam) i brokuł. Dziś dostałam od koleżanki dynię zaprawioną i też dodałam do deseru i pseudoobiadu. Generalnie M. to pies na mleko i je średnio chętnie. No, może jeszcze owoc. Ale warzywo? Bleeeee... No ale mamuśka nie daje za wygraną i rozszerza twardo. Myślę o jakieś kaszce, ale większość jest na mleku modyfikowanym. Aha, no oczywiście M. je kaszę jaglaną i mannę w małych ilościach. Owoce lecą ze słoiczka, warzywa częściowo też. Myślę powoli o mięsiwie. Ach, mniam. Taki gotowany kurczaczek na parze, na przykład. Dziś z racji konstypacji :) próbowałam trochę napoić M. wodą i nawet ciut wypił. Ale dosłownie ciut. Nie ma jak mleko. Nie wiem, co będzie? Jeśli nie zaakceptuje butli, to będę mieć przerąbane, bo w którymś momencie musiałby chyba przejść częściowo na modyfikowane??? Nie wiem i żal mi...
Cały zeszły tydzień mężu pracował na pierwszą zmianę i jam odżyła! Było cudownie. Udało mi się wpaść do znajomej i nawet rzeczone buty kupić. Weekend upłynął spokojnie. W sobotę byliśmy z dziećmi w sali zabaw. Masakra! Hałas straszny, choć oczywiście F. miał uciechę. Idealne miejsce do odwiedzenia, gdy pogoda jest do bani - a jest! Wczoraj natomiast upiekłam szarlotkę na żytnim czekoladowym spodzie, przepis stąd. Wyszło pycha!!! Skończyła nam się mąka, a że żytniej mamy spory zapas, bo nie piekę chwilowo chleba (musiałam oddać maszynę i zapociekam się, żeby kupić własną), więc szukałam przepisu na coś z mąki żytniej i znalazłam. Wyszło pyszne! Zniknęła z talerza w trymiga. Ciasto ciut łamliwe, więc może mało reprezentacyjne, ale przy stole sami swoi, nie ma mocnych i kochaj albo rzuć, więc problemu nie było.
Młody nie sika już w ekologiczne wielorazówki. Jakiś miesiąc temu przeszliśmy na jdnorazówy, bo pupsko miał odparzone. Dobre trzy tygodnie zajęło nam doprowadzenie pupencyji do stanu normalnego. Starszy miał odprzony tyłson może ze dwa razy w życiu i to latem, i naprawdę odrobinę. Wystarczyło sypnąć go mąką ziemniaczaną i po sprawie. W przypadku M. mamy jednak do czynienia z wrażliwą pupcią:) Kartoflanka i najbardziej popularne specyfiki nie dawały efektu. Pomógł w końcu krem z kwasem bornym, naprawdę serdecznie polecam. Ale co ubierzemy M. eko, to tyłek zaczerwieniony, choć zmieniam często, nawet co godzinę. A jak mam zmieniać częściej, to dziękuję. To chyba nie wina proszku, bo od początku używamy tego samego. Dodam, że dziecko jest kawał chłopa, waży pod 9 kg, więc przysługują mu w eko dwie wkładki, a zatem jest dość, jak to się u nas na wsi mówiło, uzolowany. Czyli ruchy ma ograniczone, bo ta pielucha jest wielka. No i sikami ciut śmierdka, więc chyba na razie sobie odpuścimy. Chociaż przez te pół roku nam się udało i to mnie cieszy.
Mały cudowny. Zadowolony z życia i wiecznie uśmiechnięty, pogodny. Ale nosić, nosić, nosić mnie proszę! Mata edu mnie nudzi, leżaczek jest dobry na chwilę, a mnie świat ciekawi. Co z tego, że matce łapy odpadają i plecy nawalają. Teraz noszę go w nosidle ergonomicznym pożyczonym od sąsiadów. Rewelacja, ale drogie jak pies. Więc kupiłam zwykłego używanego mei taia, zobaczymy, czy się sprawdzi...
Starszy domaga się, aby mówić do niego po angielsku, ale sam ani be, ani me, ani nawet kukuryku. Nic. Na nasze pytania typu: Frankie, is everything ok? kiwa głową albo mówi: tak. Żadne tam yes. Ale to, co do niego mówimy, rozumie. Wykonuje chętnie polecenia typu: Please, close the door albo Could you switch the light on? czy Come to mummy, I'm gonna dress you up.
No i czyta krótkie słowa. Dziś dorwał się do mojego kremu z napisem soft.
F: Co tu jest napisane?
Mama: No czytaj literki po kolei.
F: S... O... F...T.
Mama: Czyli razem?
F: (myśli) Soft.
Matka w siódmym niebie. Fajnie!!!
Nic nie mówiłaś, że przerzuciliście się na wielorazówki!
OdpowiedzUsuńUważaj też na pietruchę - w dużych ilościach może szkodzić nerkom (nie sprawdziłam co prawda tej informacji, ale uwierzyłam mamie:))
Uwielbiam tego Waszego mądralę! Ciekawe czy młodszy też będzie taki wygadany/oczytany.
Buźka! :*
Dzięki, dzięki! ja dałam tej pietruszki dosłownie ciut. ale w sumie mówisz o natce czy o korzeniu? Bo ja o korzeniu...
UsuńO korzeniu :)
Usuń