Czasami marzę i rozmyślam.
Że będę mieć czas na lekturę książki.
Że usiądę i przez godzinę będę słuchać ukochanej muzyki albo oglądać filmy na YouTube.
Że w piątkowy wieczór wyjdę z mężem do teatru (jak dawniej) albo po prostu na piwo.
Że prześpię całą noc od momentu zaśnięcia do porannej pobudki.
Że od rana nie będę w kieracie śniadaniowo-ubieraniowo-sprzątaniowym, ze świadomością, że dla większości społeczeństwa i nawet pewnie rodziny moja praca to zwykłe nic. Bo nie wychodzę codziennie do biura w pełnym makijażu, bo nie mam lśniącej torby-listonoszki zapełnionej ważnymi dokumentami, bo nie obracam się w korporacyjnym kręgu. Od rana wciągam dresowe spodnie, bo w dżinsach mniej wygodnie baraszkować z niemowlęciem po podłodze. Nie siadam codziennie od rana za kółkiem auta - kieruję wózkiem:) Nie piję w południe kawy z ekspresu - piję zbożówkę.
Potem przychodzi refleksja.
Jestem potrzebna tu i teraz moim dzieciom. Nikt mnie im nie zastąpi. Mam radosne, zdrowe dzieciaki, cóż znaczą jakieś tam katary, kaszle czy ropiejące oczka. Mam dla kogo żyć - dla mężczyzny mojego życia i dla dwóch chłopców, których bez większych problemów powołaliśmy na ten świat. Dwóch przekochanych bąbli, z którymi odkrywam świat.
Sporo osób o tym właśnie marzy.
Kiedyś marzyłam, że nauczę się kilku języków, wyjadę zagranicę, zrobię karierę. Tylko ja wiem, ile wysiłku kosztowało mnie zrobienie drugich studiów, napisanie magisterki z Frankiem w brzuchu i obrona pracy dyplomowej. Dzisiaj "siedzę z dzieckiem w domu". I wiecie co? Jestem szczęśliwa. Z całym syfem, jaki mnie w tej chwili otacza, gdy to piszę, bo zamiast sprzątać, gdy M. zasnął, usiadłam do komputera, żeby przelać na monitor ulotne myśli. Z piaskiem pod powiekami, bo w tym tygodniu dzieci dały nam w nocy popalić. Z nadzieją w głowie, że w weekend uda mi się uciąć jakąś popołudniową drzemkę. Co więcej, myślę, że gdy w końcu odchowamy dzieciaki, zatęsknię za tymi momentami. Może wtedy przyjdzie pora na trzecie dzieciątko?:)
Dobrego, spokojnego piątku i reszty tygodnia Czytelniku. Doceńmy to, co mamy. Liczy się tu i teraz.
Amen! :*
OdpowiedzUsuń