czwartek, 11 grudnia 2014

podsumowania, refleksje i plany :)


Zwariowany dzień za nami, a jest jeszcze sporo do zrobienia przed snem. 

Rano wizyta u fizjo, potem pan od okien u mnie, potem młody spaty, potem ja z młodym na zajęcia z szachów, potem powrót z dziećmi do domu w deszczu, potem wizyta wuja, potem wieczorne organizowanie życia, w końcu ja sama przed kompem, bo mąż załatwia ważne sprawy.

Dziś rano byliśmy z młodym u znajomej fizjoterapeutki, aby obejrzała naszego piętnastomiesięczniaka, który jeszcze samodzielnie nie chodzi.

Jej zdaniem zacznie w ciągu najbliższego miesiąca, a jego trudności to pokłosie zapalenia płuc, które przeszedł po narodzinach, a w trakcie którego musiało dojść do niedotleniania. W jej opinii M. ma osłabione napięcie mięśniowe i źle układa ręce przy raczkowaniu, a do tego ma tendencje do płaskostopia. Dodam, że inna specjalistka jeszcze kilka miesięcy temu nie widziała u młodego żadnego osłabionego napięcia, ale jestem za mało kompetentna, aby oceniać kogokolwiek. Dostałam listę nakazów i zakazów. Będzie dobrze, choć "sportowca z niego nie będzie". No cóż - nie musi:)

Przy okazji oględzinom poddana została moja sylwetka i koleżanka oceniła, że i ja sama mam osłabione napięcie mięśniowe. Dlatego od zawsze się garbię i opieram plecy zawsze, gdy jest ku temu okazja. Dlatego wolę jeść w fotelu niż przy stole - bo przy stole niewygodnie. Plecy bolą. Prawdziwe zdziwienie wywołał widok moich stóp. Koleżanka poradziła kleić halluksy specjalnym plastrem, bo w przyszłości nie uniknę operacji. Hę? A to ci dopiero szok. Podobne stopy ma mój ojciec (o wiele gorsze niż moje :), jego brat i siostra, no i moja babcia, po której odziedziczyłam wiele cech budowy ciała oprócz dużego biustu:) Ale najbardziej zdołowała mnie wiadomość, że osoby, które w niemowlęctwie przeszły dysplazję stawu biodrowego często muszą mieć na starość wymieniane to biodro na endoprotezę. Profilaktyka nie zawadzi. Powinnam iść do ortopedy i prześwietlić to biodro, aby sprawdzić, jak ono się ma. Ja wiem, jak ono się ma, bo regularnie mnie boli, a po drugiej ciąży noga doskwierała mi przez trzy miesiące. Jednak jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy połączyć tych dolegliwości z przebytą we wczesnym dzieciństwie dysplazją. Ponoć gdybym miała córkę, to mogłaby to po mnie odziedziczyć. Kolejny plus, że mam samych synów - póki co :D

Oto, co podaje internet:

Częściej dysplazją obarczone są dziewczynki niż chłopcy (u dziewczynek dysplazja występuje 6 razy częściej niż u chłopców). Pod koniec ciąży w organizmie matki pojawia się hormon relaksyna, który ma za zadanie rozluźnić przed porodem stawy miednicy kobiety ciężarnej i przygotować spojenie łonowe do porodu. Hormony te, docierając przez łożysko do dziecka, i uniego również powodują rozluźnienie więzadeł stawowych, stwarzając skłonność do dysplazji - większej u dziewczynek, bo ich organizm także wydziela żeńskie hormony i ich działanie sumuje się z działaniem hormonów matki. (źródło)

Nie znamy przyczyn powstawania dysplazji, ale na pewno bardziej na nią narażone są:

•  dziewczynki (dysplazja występuje u nich sześć razy częściej niż u chłopców). To wpływ hormonu giętkości, relaksyny, który rozluźnia przed porodem stawy miednicy kobiety ciężarnej. Chrząstki mającej się urodzić dziewczynki także nie są nań obojętne, jej stawy biodrowe robią się zbyt elastyczne i niestabilne;

•  dzieci, które w czasie porodu były ułożone miednicowo. W czasie skurczów porodowych nóżki malucha są stale wyprostowane i silnie przyginane do tułowia, jak przy skłonie. Może to doprowadzić do rozciągnięcia i uszkodzenia elementów stawu biodrowego;

•  dzieci, których rodzice lub rodzeństwo urodzili się z dysplazją.
(źródło)

Ale, ale. Przecież wcale tak nie musi być - skąd wzięła się u mnie? Jakoś dziedziczne to nie było. Hmhm...

Reasumując: młodemu mam jak najczęściej odginać dłonie do zewnątrz, aby zaczął je inaczej ustawiać, gdy coś chwyta i raczkuje. Nie prowadzamy go za rączki (raczej tego nie robiliśmy), bo to pogłębia wadę postawy, jedynie pod pachy, a właściwie, to trzymając go w okolicy żeber. Ma dużo raczkować i chodzić w skarpetkach - papcie wejk. No i mamy pokazać się u niej, gdy zacznie chodzić.

Czy było niedotlenienie? Czy ma słabe napięcie? Czy odziedziczył je po mnie? Te pytania pozostaną pewnie bez jasnej i konkretnej odpowiedzi. Najważniejsze, że w główce raczej ma dobrze poukładane. Mówi tata, mama, Peppa Pig, mniam mniam (żarełko), papa, siati (światło), koko (jakiekolwiek żywe stworzenie, wliczając w to człowieka), powtarza dedody (dzień dobry) i coś w rodzaju "do widzenia". Uwielbia książki - ogląda je, pokazuje paluszkiem, opowiada. Pokazuje, gdzie ma nosek, nożkę, włoski i jakie ma kłopoty. Robi kosi-kosi i bije brawo. Przytula się na komendę "Przytul się":)

A to że jeszcze nie chodzi? Że może będzie miał ciut płaskostopia? To chyba sprawa drugorzędna. Ja sama orłem z tzw. "włefu" nigdy nie byłam, choć nie byłam też może ostatnią d*pą. Dziś wiem, że odrobina dobrych nawyków wpojona w domu rodzinnym na pewno nie zaszkodziłaby ani mojej garbatej sylwetce, ani temu nieszczęsnemu napięciu. Cóż, kiedy moja rodzinka to od zawsze typy telewizyjno-kanapowe. Zero sportu, zero przykładu. Narty? Bieganie? Rower? Basen? Nigdy. Gdy w liceum dowiedziałam się, że moja przyjaciółła regularnie wyjeżdża w rodzicami i braćmi na narty, byłam w wielkim szoku. Nie mam pretensji ani żalu. Czasy były inne i inna świadomość. Mieszkałam na wiosze zabitej dechami i jak na tamte czasy i tak miałam fantastyczną stymulację intelektualną. Tylko intelektualną i aż intelektualną. Dziś dzięki temu zarabiam pieniądze, ucząc innych tego, czego kiedyś ktoś nauczył mnie lub posiał we mnie głód wiedzy. Moje koleżanki wygrywały zawody sportowe. Wtedy czułam się przy nich jak wołowa d*pa, a dziś kasuję sianko, wsiadam w auto i odjeżdżam. To miłe i przynoszące satysfakcję. Jednak sama chciałabym spędzać czas z dzieciakami nieco bardziej aktywnie. Marzę o wspólnych wypadach na rower, łyżwy czy rolki. Jestem otwarta na tego typu rekreację, choć dla mojej beznadziejnie ustawionej sylwetki (okrągłe plecy, wypchnięta do przodu miednica) na wiele rzeczy jest już za późno.

1 komentarz:

  1. Z tym biodrem to nie ciekawe informacje, mój tata miał dysplazje jako niemowlak i teraz od paru miesięcy też boli go biodro :/ No cóż trzeba ufać Bogu, że jakoś to będzie :)

    OdpowiedzUsuń