czwartek, 3 listopada 2011

Dziadek

Kolejny wieczór upływa. Dni lecą jak szalone. Czy tylko mi to życie tak szybko upływa? Maluszek wyjątkowo ładnie zjadł kaszkę i szybko zasnął. Tylko w nosie mu trzeszczy i obawiam się, że to trzeszczenie jest zwiastunem kataru. Wszystko okaże się jutro. Wczorajsza noc też nie należała do najlepszych. Mały wiercił się i jęczał, a ja pod nosem miotałam słowa niecenzuralne.

Dzień Wszystkich Świętych i dni okoliczne spędziliśmy na wsi w moim rodzinnym domku. Na cmentarz osobiście udałam się dopiero wieczorem, bo w domu zajmowałam się maluchem. 1 listopada to w mojej rodzinie od lat święto, do którego pójście na cmentarz jest tylko swojego rodzaju dodatkiem, przynajmniej ja tak to odbieram. Tego dnia mój ukochany Dziadek obchodzi urodziny. Zawsze tego dnia mamy rodzinną nasiadówkę, tort, kawę, kolacyjkę. Przedwczoraj Dziadek obchodził swoje 87. urodziny. Nie znałam mojego drugiego dziadka, ale śmiało mogę powiedzieć, że ten zaspokaja w pełni moje "dziadkowe":) potrzeby. Jest jedną z najbardziej niesamowitych i wspaniałych osób, jakie znam. Jest w moim życiu od zawsze, "odkąd pamięć pamięta". Gdy się urodziłam był już emerytem, nie pamiętam go pracującego zawodowo, ale jak slajdy w mojej pamięci utrwaliły się obrazy Dziadka pracującego w gospodarstwie. Właściwie o moim Dziadku mogłabym pisać i pisać - jest tak interesującą postacią. Uzdolniony manualnie, niespełniony inżynier można rzec. Kochający zwierzęta i samochody (wciąż prowadzi samochód!). Umiejący naprawić praktycznie wszystko, co się zepsuje - od dziurawego buta, przez pęknieta szybę (osobiście widziałam szybę naprawioną "na guzik"), do złamanych okularów. Ba! Dziadek zszył nawet kiedyś świeżo urodzone małe prosiątko, które miało rozerwany brzuch! Mający zawsze czas, żywo zainteresowany światem dookoła, oglądający boks i nawet "Modę na sukces" z babcią. Ciepły, rodzinny, wspaniały, hojny. Zanim się urodziłam, miał jednego wnuka, który niestety został Aniołkiem. Potem miał mnie, a teraz ma prawnuka Frania, którego kocha miłością szczególną i mógłby go zabawiać godzinami, wtedy, gdy innym już zapał i pomysły się wyczerpują. Widzę, jak zapalają mu się oczy na widok naszego maluszka, jak cieszą go nasze przyjazdy. Stąd też moje wyrzuty i kac moralny, które czasami się pojawiają. Że nie mieszkamy bliżej, że nie odwiedzamy częściej. Wiem, że mamy prawo do życia tu, bliżej dużego miasta, gdzie są lepsze perspektywy pracy i całodobowe przychodnie i apteki. Ale zawsze czuję w sercu to ukłucie żalu, gdy odjeżdżamy... Jaka szkoda, że nie "mieć ciasteczka i zjeść ciasteczka"- czasami bym chciała... Ot, dylematy dorosłości.

2 komentarze:

  1. Taki Dziadek to skarb! Ukłony i życzenia dla Niego :) ja ze swoim dziadkiem najlepszych relacji nie miałam (też tylko jednego miałam), ale wiesz kto mi to rekompensuje? Dziadek mojego męża! Jest najlepszy na świecie, mogę z nim rozmawiać godzinami, a prawnuki kocha szalenie i nawet mówi, że mnie kocha jak wnuczkę prawdziwą a nie przyszywaną :) Rozumiem, że trudno jest Ci mieszkać z dala od rodziny - ja mam to ogromne szczęście, że prawie wszyscy są blisko, ale i tak nie spotykamy się tak często jakby to mogło wynikać z niewielkiej odległości. Wszyscy żyją w szalonym tempie, ot - uroki miasta... Pozdrowienia serdeczne, śledzę Wasze losy, mimo iż rzadko komentuję! Do "przeczytania" :) małgosia

    OdpowiedzUsuń
  2. A to słowa z ust mi wyjęte!Wszystkie od A-Z;-)Też kocham dziadziusia mego strasznie mocno!I też borykałam się z wyrzutami sumienia. Aż po urodzeniu Szuszka postanowiłam, że chociaż co 2 tygodnie będziemy u niego. I jesteśmy.Stał się to juz nasz rytuał. A dziadziuś czeka na nas zawsze z niecierpliwością;-D A najbardziej na Nataszka naszego;-D

    OdpowiedzUsuń