Słoneczek - taki przydomek zyskał ostatnio nasz synek. Wczoraj dałam mu pierwszy raz samochodzik - wyjęłam jeden z prezentów z roczku. Dziecię pcha go głównie do buzi, ale czyni też pewne próby jeżdżenia nim po podłodze i radość mu to daje oraz satysfakcję. Z nowości językowych, to na topie mamy ostatnio dwa wykrzyknienia: "akumba!!!" oraz "kutika!!!" Nawet w obcym języku nasz maluch się wypowiada, powtarzając "row, row, row", a właściwie w jego wykonaniu to jest to bardziej "łoł łoł łoł". Wszystko za sprawą uroczej używanej książeczki, którą nabyliśmy dla niego na Allegro przy okazji zamawiania książek dla siebie. W środku znana rymowanka "Row row row your boat" z uroczymi ilustracjami. Całość ma kilka stron zaledwie, ale jest usztywniona - ogólnie bomba. Śpiewamy, pokazujemy, a gdy biorę tę książkę do ręki, F. powtarza z miną wielce namaszczoną "łoł łoł łoł". Nawet wczoraj przy cycku leżąc, nagle oderwał się od tegoż i prosto w oczy, brwi zmarszczywszy, wydeklamował te słowa:)
Z innych nowości, to w kuchni wyciąga F. po kolei z szafy narożnej - co się nawinie. A to pokrywki, jakieś plastikowe pudełka i wiaderka, nawet tarkę. Ustawia wszystko na podłodze i ogląda. Wyciąga przyprawy w słoiczkach z szafy na przyprawy i słoiczki jeden obok drugiego ustawia, a potem wkłada je z powrotem. Wszystko jasne że pod moim nadzorem, a gdy nie ma nadzoru, to kuchnię zamykamy. Szaloną radość mu dają te słoiczki, więc nie oponuję. Póki co zbił zioła prowansalskie i wysypał kminek:) Pojął też nasz syn istotę przekładania przedmiotów z jednego pojemnika do drugiego. Uroczy to obrazek: F. siedzący w swoim krzesełku i przekładający ze skupieniem kiwi z jednego plastikowego pojemnika do drugiego. Na porządku dziennym są też takie oto dialogi:
"Franiu, gdzie jest owieczka?" Franiu podnosi owieczkę. "Włóż owieczkę do pudełka." Franiu wkłada owieczkę do pudełka.
"Franiu, a gdzie jest kaczka?" itd według powyższego scenariusza robimy z osiołkiem, pieskiem, pelikanem, tygryskiem. Lwa i świnki do pudełka się nie da włożyć, ale też pokazujemy je sobie. Mogę rzec, że mój syn sprzątać umie:)))
Kronikarska natura każe mi też wspomnieć, że wczoraj pożegnaliśmy nie tylko Wisławę Szymborską, ale też moją znajomą. Na pogrzebie nie byłam z przyczyn logistycznych. Szczegóły jej odejścia zachowam dla siebie. Czuję jednak od kilku dni głębokie rozdarcie wewnętrzne. Co innego, gdy odchodzi ktoś wiekowy, jak właśnie nasza noblistka. Takie odejście, w dodatku we śnie, to śmierć wręcz piękna. Inaczej, gdy odchodzi ktoś młody, kto życie miał przed sobą i zostawia w rozpaczy męża i rodziców. Nie potrafię sobie takiego odejścia wytłumaczyć, nie potrafię tego zrozumieć. I choć moja znajoma nie była dla mnie kimś szczególnie bliskim - ot, koleżanka z podstawówki - bardzo jej odejście przeżywam - jego bezsens, jego kompletną niepotrzebność - jako matka, jako żona i córka. Spoczywaj w pokoju Marzenko.
O chyba tez sobie tą książeczkę zakupię :D
OdpowiedzUsuń