wtorek, 26 marca 2013

nie lubię

Nie lubię wyjeżdżać ze swojego domu, po prostu nie lubię. Nie lubię bez męża, nie lubię mieć wszystkiego na głowie, nie lubię zmieniać otoczenia na kilka dni, nie lubię pakowania walizki, nie lubię i już. Dzisiaj jedziemy do dziadków. Planowaliśmy już wczoraj, ale mieliśmy ciężki dzień - najpierw moje dwugodzinne czekanie w kolejce do lekarza, potem w starostwie powiatowym kolejna nasiadówa, bo zmiana dowodu rejestracyjnego i zmiana prawa jazdy w związku z nowym meldunkiem. Kupa kasy - każde prawo jazdy prawie setkę plus nowe tablice i dowód - 180 zł. Niedawno kupiliśmy też nowe letnie opony (używane of course), a w laboratorium za badania na przeciwciała na toksoplazmozę i cytomegalię zapłaciłam ponad 160 zł - nierefundowane. Nasz domowy budżet się skurczył. Wieczorem jeszcze dentysta  i tak zeszło do 19. No więc nie dotarliśmy wczoraj i dzisiaj mężu chciał nas wieczorem zawieźć, ale okazało się, że dziadkowie będą niedaleko, bo kursują z pradziadkiem po lekarzach i mogą nas zabrać. Co odciąży męża, ale... jak ja nie lubię bez niego wyjeżdżać. We własnym rodzinnym domu nie czuję się dobrze i zawsze odliczam dni do wyjazdu. Nie czerpię z tych pobytów prawie żadnej radości:( Przykro to stwierdzić, ale taka chyba jest prawda. Mężu bardzo mnie odciąża jak wraca z pracy, a u dziadków już tak nie jest. Dudniący cały czas telewizor. Obowiązkowe kursy do pradziadków dzień w dzień, gdzie mały nigdy nie zachowuje się tak jak "powinien", czyli olewa pradziadków, na co sobie moim zdaniem sami zapracowali. Mały się wkurza, mnie dobija to, że pradziadkom nikt nie pomaga w sprzątaniu i generalnie porządki przedświąteczne typu odkurzanie, mycie łazienki, podłóg itp. znów będą na mojej głowie. Czyli na głowie męża mego, bo nie pozwoli mi w ciąży zapieprzać. No i moje dziecko znów okaże się niejadkiem, ja będę się czuć beznadziejnie pozbawiona mocy decyzyjnej i kompetencji rodzicielskich, dowiem się co powinnam, czego nie powinnam i co muszę. Znowu zostanę wypytana gdzie mam zamiar szukać pracy i zostanie mi piąte przez dziesiąte bułkę przez bibułkę przekazane, że jestem leniwcem i kurą domową, bo przecież jak ja miałam dwa lata to już poszłam do przedszkola, co stanowi powód do dumy babci, że wróciła do pracy jak ja miałam 1,5 roku. Ale jestem zła dzisiaj! Muszę teraz wybudzić małego i pakować walizę.

PS Dzięki mojemu kochanemu mężowi wyzbyłam się poczucia winy z powodu uczuć negatywnych, które mną targają. Pozwalam sobie na nie i nawet o nich piszę. To duży postęp. Gdybym nie spotkała mojego P., nigdy bym nie doszła do takiego stanu umysłu. I za to Ci dziękuję mój Kochany:*****

2 komentarze:

  1. Cudownie, że masz wspaniałego męża, który w tych wszystkich chwilach jest dla Ciebie dużym wsparciem :)
    Skarb :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miewam podobnie :( Rozumiem i "tulkam" :)

    OdpowiedzUsuń