Od świąt przeżywamy zmasowany atak wirusów. W drugie święto rozłożyło F. Gorączka i kaszel. Siostra mojej koleżanki specjalizuje się na pediatrę i zapytałam, czy nie podjechałaby i nie osłuchałaby młodego (była na święta u rodziców). Osłuchowo był ok, więc bez paniki podawaliśmy witaminę C, wapno i syrop. Jednak zdecydowaliśmy się na wcześniejszy powrót do domu, bo chciałam, aby młodego osłuchał nasz rodzinny.
W poniedziałek po południu pojawiliśmy się u.lekarza. Szmer z jednej strony na oskrzelach, ale na razie bez antybiotyku. Młody dostaje Pulneo, miał dwa razy stawiane bańki i charakter kaszlu nieco się zmienił, więc przedwczoraj po konsultacji telefonicznej z lekarzem, dodaliśmy syrop wykrztuśny. Po trzecim postawieniu baniek wczoraj, kaszel w ogóle zniknął. Cud? Modlę się, aby obyło się bez antybiotyku. Mamy po weekendzie podjechać jeszcze do osłuchania. Gorączki brak i wrócił apetyt. Jestem dobrej myśli, choć nerw delikatny jest.
W poniedziałek po południu pojawiliśmy się u.lekarza. Szmer z jednej strony na oskrzelach, ale na razie bez antybiotyku. Młody dostaje Pulneo, miał dwa razy stawiane bańki i charakter kaszlu nieco się zmienił, więc przedwczoraj po konsultacji telefonicznej z lekarzem, dodaliśmy syrop wykrztuśny. Po trzecim postawieniu baniek wczoraj, kaszel w ogóle zniknął. Cud? Modlę się, aby obyło się bez antybiotyku. Mamy po weekendzie podjechać jeszcze do osłuchania. Gorączki brak i wrócił apetyt. Jestem dobrej myśli, choć nerw delikatny jest.
Bańki kupiliśmy w poniedziałek wieczorem i w tym roku będzie to nasza broń nr 1 w walce z infekcjami. Dużo, dużo dobrego się na ich temat naczytałam. Młodemu stawiałam na tzw. śpiku. Mężowi też zaserwowałam banieczki, bo oczywiście w tzw. międzyczasie rozłożyło i nas. Najmłodszy nasz dzielnie się trzyma. Ave cycuś! Gdyby nie karmienie piersią, rozłożyłby się niechybnie. Mężu w czwartek i piątek przebywał na L4, więc nie było mi tak źle:)
Święta w tym roku jakieś kiepskie. Głównie ze względu na to, że starszy się pochorował, a ja się o niego martwiłam. Martwiłam się tez, że jesteśmy na odludziu, gdzie wieczorna, weekendowa i świąteczna pomoc doraźna jest 30 km dalej i bałam się, że młodszego też sieknie. Drugi powód - pierwszy wyjazd na dłużej z domu z nowym dzidziolem - nie lubię... Trzeci powód - sztuczność całego świątecznego przedsięwzięcia. Z moją rodziną jakoś się nie da. Nawet się opłatkiem nie dzieliliśmy, bo brat mamy mojej bojkotuje ten zwyczaj i do tego nas despotycznie nawołuje. Nikt nie protestował, bo pewnie i nikomu nie zależało. Ja podzieliłam się tylko z moim Ukochanym. Ech.
Żegnam stary 2013 rok. Przyniósł nam naszego kochanego M., który - nawiasem mówiąc - dziś skończył 4 miesiące. Wspaniały chłopczyk. Dla moich znajomych jakiś dziwny był ten rok. W maju moja koleżanka straciła tatę. W czerwcu inna pożegnała o rok młodszego brata. We wrześniu kolejna znajoma straciła męża. Zresztą pisałam o tym. Z jakąś ulgą żegnam ten stary rok.
A jednak jeszcze coś dobrego przyniósł ten rok. Stało się to jakby poza mną, a jednak we mnie. Ale o tym kto ma wiedzieć, ten wie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz