Matka się z ojcem obżarli na dobranoc jaglanką zapiekaną z twarogiem z tego oto przepisu:
Wyszło pysznie, ale pominęłam pieprz, jako jego niemiłośniczka i karmiąca matka. Natomiast słona śmietana miło skomponowała się ze słodkiem środkiem. W ogóle jaglana wkroczyła na nasze salony jakiś czas temu i święci triumfy, przeważnie w wersji zapiekanej z jabłkami i cynamonem. Zachciało mi się jednak czegoś nowego, co by memu ślubnemu życie sterane nieco osłodzić i za długie usypianie małego smyka nagrodzić.
To był dobry tydzień i liczę, że kolejny też taki będzie. Krótszy o jeden pracowniczy dzień męża mego, bo z weekendu w poniedziaełek wieczorem dopierośmy powrócili. Do tego F. uczęszczał do cioci. Malowali farbami, budowali drogi i cudowali. Ciocia to jest nasze wybawienie i osłoda życia. A ja codziennie zaliczam popołudniową drzemkę z młodocianym, co wpływa na mnie zbawiennie. Dziś na przykład padłam obok niego ok. 18 i ostatnim przebłyskiem świadomości zarejestrowałam, jak mój wewnętrzny rodzic mówi mi, bym raczej udała się do kuchen i ogarnęła co nieco, względnie w łaźni nowe pranie do pralki zapakowała albo i kibel umyła. Posłałam jednak, za radą Katarzyny Miller, na której wykładach kiedyś byłam, owego rodzica na zieloną trawkę i zapadłam w drzemkę wielce regeneracyjną. Ach:)
Dziś dzień logistycznie był rozbity i zakręcony, bo na 15 F. zaliczał ostatnią wizytę u dentysty. Od grudnia przeszedł pięć zabiegów impregnacji, czyli jego jedynki i dwójki były traktowane specjalnym preparatem. Są teraz brązowo-szare, ale za to będą mocniejsze. Niby próchnica butelkowa, choć z butelką nigdy nie zasypiał i zawsze ząbki po wieczornym mleku miał myte. Już jego pierwsze kieloszki były myte taką specjalną szczoteczką na palec. A jednak przyplątało się do niego to badziewie. To raczej próchnica cyckowa:))) Cóż, układ szczęki ma wybitnie po tacie, ale może zęby słabe po mamie? Z racji tego, że M. był świeżo po drzemce, nie zasnął w wózku jak drzewiej bywało i musiałam w poczekalni wykaraskać go z koca, dwóch śpiworw i kombinezonu. Dzierżyłam go w ramionach, F. zasiadł więc na fotelu sam, bez mamy i świetnie sobie poradził. Dzielny ołowiany żołnierzyk! Dostał piłeczkę - wybrał różową:)
Nawiasem mówiąc, w poczekalni facet z babką mnie zirytowali. Najpierw on dziwił się, że niemowlęciu zdjęłam czapeczkę (dodam - megagrubą, na mrozy), bo przecież będzie mu zimno w główkę, a jak wychodziłam i pakowałam wielce niezadowolonego M. do wózka, to tej pani było go tak żal, że płacze. Są sytuacje, że mogłabym dać w ryja. W obronie własnej:) Gdy wydostałam się z dzieciakami na światło dzienne, byłam spoconiutka. Ale mission accomplished, że tak to ujmę. Następna seria tych samych zabiegów czeka F. od maja. Wcześniej przyjdzie pora na mnie - rentgenik i na wiosnę dłutowanie ósemki. O le!
A teraz toczę się do wyrka. Dobrej nocy. Mój mężuś zafutrowany kaszą smaży na jutro naleśniki na obiad. Do mnie wpadnie ok. południa koleżanka i objawi się jej oczom wielki bałagan:) A w sobotę przyjeżdża chrzestna M. i będzie u nas cały następny tydzień. Miło:)
Jaglana u nas narazie trafiła do diety B. my (dorośli):) jakoś niebardzo umiemy znaleźć się z nią na talerzu, bo na słodko nie lubimy :) a Dzielny F. u dentysty, ludźmi się nie przejmuj, zawsze się znajdą obcy z "dobrymi radami"...
OdpowiedzUsuńCzasami zdarzają się jeszcze lepsze historie w poczekalni u dentysty :)
OdpowiedzUsuń