środa, 3 sierpnia 2011

miś

U Hafiji TU i u Desperate Housewife TU czytałam o ukochanych przytulankach, które pomagają dzieciom zasnąć. Już od dłuższego czasu chciałam dla mojego synka również nabyć taką przytulankę. Zasypiał przytulony do tetry albo do mojej koszulki. W końcu przyszedł czas na misia. Ceny oryginalnych doudou lekko mnie przeraziły - stanowczo nie są to maskotki na naszą kieszeń, zresztą uważam, że wydawanie prawie 100 zł na taką szmatkę to czysta rozpusta. Wyszukałam na allegro i zakupiłam taką oto polską przytulankę:)

Misiek dziś pojawił się w naszym domu i przetestujemy go podczas najbliższej drzemki. Może nie ma w środku superwełny przechowującej zapach mamy, ale myślę, że zda egzamin. O wynikach poinformuję na blogu.

A nasz synek ma dwa nowe miniząbki. Długo oczekiwane górne jedynki pokazały się w zeszłym tygodniu i od razu życie stało się prostsze, choć widać dopiero ich czubeczki. Choć dzisiaj, na przykład, jakiś cięższy dzień ma moje maleństwo i jest po prostu małym jęczydełkiem:) Bolą go na pewno te dziąsełka, bo i ślinotok jest. Biedulek. Jest rozdrażniony i szybko się nudzi, najlepiej byłoby na kolanach u mamy przez cały czas. Na szczęście nie gorączkuje przy ząbkowaniu i to jest wielki plus.

Z nowości, to Franek odkrył, że telefon służy do rozmawiania przezeń:) Dotychczas gdy gadałam z kimś przez komórkę i przystawiałam mu do ucha telefon, a osoba po drugiej stronie przysłowiowego kabla wypowiadała do niego jakieś frazy, dziecię robiło wielkie oczy, jakby chciało powiedzieć "mamo, skąd dochodzi ten głos???". Od kilku dni natomiast, gdy rozmawiam przez telefon, Franek zaczyna się wydzierać, a gdy przystawię mu do ucha słuchawkę, wydaje z siebie całą gamę ulubionych swoich wykrzyknień, czyli "Ga!", "Hap!" i "Gok!".

Razem z misiem-przytulisiem zakupiłam sobie filcowe marchewki, pomidory, truskawki i gruszki.


Nabyłam też stempelki ze zwierzątkami. Stempelki już od dawna miałam w planie, bo powinny one obowiązkowo uzupełniać warsztat nauczyciela języka angielskiego. Dzieci uwielbiają nagrody w postaci pieczątek. Filcowe warzywa i owoce to też moje pomoce dydaktyczne. Mam ich w moim domu rodzinnym całkiem sporo, to głównie pluszowe zwierzaki, a także wielka pani dynia, pani cebulka i pani papryka. Naprawdę mam nadzieję, że uda mi się choć częściowo wrócić do pracy od września. Nie do pracy etatowej, bo w tej przechodzę na urlop wychowawczy, ale muszę załapać jakieś lekcje indywidualne, bo nasz domowy budżet bardzo o to prosi. Tu kolejne peany na cześć mojego wspaniałego męża, który weekendami dorabia gdy nadarzy się taka okazja, myśli o naszej finansowej przyszłości, liczy i kalkuluje, abyśmy nie pomarli z głodu. Taki mąż to prawdziwy skarb i informuję go o tym praktycznie codziennie:)

Cudownie jest być mamą! Codziennie spoglądam na małego krasnala śpiącego w łóżeczku i zalewa mnie fala miłości i rozczulenia. Rączki rozrzucone nad głową, spokojna buźka, paluszki i rzęsy lekko drgają. Czasami przywołuję wspomnienia z sali porodowej i zastanawiam się, czy to wszystko naprawdę się wydarzyło. Dotykam małej blizny na brzuchu - namacalnego dowodu na to, że to wszystko było jawą, a nie snem. Już osiem miesięcy jesteś z nami Synku:)

3 komentarze:

  1. Mój też ząbkuje =/
    http://baby-under-construction.blogspot.com/2011/08/przesady-gusa-zwyczaje-ludowe.html sobie przeczytaj koniecznie!! Jeszcze nie jest za późno!

    OdpowiedzUsuń
  2. witam koleżankę po fachu :) myślę że ja pracuje zwiększą mlodzieżą bo nie stosuję pluszowych maskotek, ale ciekawe jak zareagowaliby gimnazjaliści gdybym zaczęła w nagrodę przystawiać zabawne pieczątki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :) fajnie, że już też macie misiaczka, my naszego dostaliśmy w prezencie i rzeczywiście był drogi, ale nawet o tym nie wiedziałam. Zorientowałam się dopiero jak Mela zgubiła i szukałam tego samego. Na szczęście nasz "darczyńca" sam z siebie dokupił, gdy tylko usłyszał o zgubie. A doudou wcale nie muszą być drogie. Mela ma drugiego (mniej kochanego, ale tylko dlatego, że dołączył do zespołu zabawek nieco później) misiaczka z Rossmanna! Kosztował niecałe 13 pln i jest świetny. Daj znać, czy misiaczek się u Was przyjął - u nas jest sukces dlatego, że dzieci używają go od pierwszych dni życia. Nie wolno go zbyt często prać, bo oprócz zapachu mamy ważny jest dla dziecka też zapach jego łez i ślinki :) pozdrawiam Waszą Rodzinkę :)

    OdpowiedzUsuń