czwartek, 25 sierpnia 2011

popołudniowe rozważania

Od rana byliśmy w Castoramie dokupić kafelków na balkon (zabrakło) i kupić kilka jeszcze rzeczy. Franek dostał wielkie pudło na zabawki i cieszy mnie ten fakt ogromnie, bo liczba zabawek rośnie i dawno już nie mieszczą się w koszyku, który do tego miał służyć. Poza tym kupiliśmy cztery pudła kartonowe, które przydadzą się przy rychłej przeprowadzce, a w nowym mieszkanku posłużą za szafy:) Potem krótka wizyta w mieszkaniu - płytki w kuchni na podłodze i na ścianie położone, wyszło świetnie. Powrót do domu. Moje wyjście po cielęcinkę dla Franka na obiad. Moje zdegustowanie faktem chwytania przez sprzedawczynię kiełbas i innych wędlin gołymi łapami, tymi samymi, którymi potem wydaje pieniądze. Moje zdegustowanie własnym brakiem asertywności. Powinnam jej zwrócić uwagę. Zamiast tego wzięłam swoją cielęcinę i poszłam do domu. Na przejściu dla pieszych autobus opryskał dość silnie idącego przede mną faceta. Facet wyzwał kierowcę od pedałów. Na moją uwagę że pedał też człowiek wyjaśnił, że ci pier... kierowcy właśnie tak specjalne jeżdżą. Powrót do domu. Szybki obiad, mąż do pracy, a ja szykuję się na spacer i wizytę w Rossmannie - kończą się pieluchy i mleko. Myślę - będę raz przykładną matką i wysmaruję to moje dziecię kremem z faktorem 30. Rzadko to robię, przyznam, przeważnie smaruję go Ziajką 6. Mnie nikt niczym nie smarował i jakoś żyję. No ale dobra, wysmarowałam to dziecię moje całe, choć nie lubię tego kremu bo jest strasznie gęsty. Wysmarowałam też sobie łapy, spakowałam torbę, przewinęłam dziecię, biorę dziecię i torbę, schodzę na dół, a tu naszego wózka nie widzę! Niestety pojechał z mężem do pracy i nawet nie mam pretensji, bo mężczyzna mój ma ostatnio na głowie cały świat i nie dziwię się, że nie panuje nad wszystkim. Do tego po powrocie na górę rozdepnęłam pudełko z chusteczkami do dupki. Chrupnęło i po pudełku;/

Teraz piję kawę i zastanawiam się, co zrobić z tym popołudniem. Na 28 m 2, silnie zabałaganionych, z ruchliwym dziewięciomiesięcznym dzieckiem. Za chwilę dla Franka nastanie czas drzemki i myślę, że i ja odpłynę mimo kawy.

1 komentarz:

  1. Mnie też nikt niczym nie smarował, ale ubytki w atmosferze przez ostatnie 30 lat postępowały i teraz słonko "daje" mocniej niż za naszych niemowlęcych czasów :(

    Ja ostatnio blogowo zaniedbuję inne blogi bo padam z moim maluchem na drzemki, gdyż intensywnie się rozwija pomiędzy nimi i brak mi i rąk i nóg i oczu i uszu i snu...

    OdpowiedzUsuń