środa, 20 marca 2013

terapia zajęciowa


Dzisiejsza terapia zajęciowa zakończona sukcesem!:) To kartka dla naszych kochanych znajomych z Węgier. Już jutro do nich pofrunie. Zdjęcie kiepskie, bo z telefonu. Terapię zajęciową funduję sobie sama. Dziecię bawiło się literkami z tektury, więc mogłam podziałać. Już w pierwszej ciąży zaczęłam coś tam dłubać - głównie kartki na śluby znajomych. Ogromną satysfakcję mi to daje, choć moje twory nie umywają się do prawdziwych scrapbookingowych arcydzieł. Zawsze uważałam się za osobę wyjątkowo nieutalentowaną w tej dziedzinie i z zasady odrzucałam jakąkolwiek formę pracy artystycznej. To był błąd. To trochę dzięki szkole, która uczy nas myślenia bardzo schematycznego: w tym jestem dobry, a w tym nie. Do tego mam talent, a do tamtego wcale. BTW, bardzo ciekawą książkę czytam na ten temat, ale o tym niedługo. Więc kiedyś powstała w mojej głowie myśl zuchwała: a może i ja bym zrobiła jakąś kartkę? Ja? Ta co ma dwie lewe łapy i do prac plastycznych pędziła zawsze mamę? No właśnie ja. No i zrobiłam. Nie dołowałam się, że inni umieją lepiej, że mają talent, że mają dar wrodzony. Pamiętam, jak bardzo cieszyły mnie ręcznie robione kartki, których (niewiele) dostaliśmy na ślub. Ważne było, że nadawca włożył w to duszę, że chciało mu się poświęcić na to swój czas. Z takiego założenia wyszłam, robiąc pierwsze spersonalizowane kartki na śluby kilkorga z naszych znajomych. Nie kupiłam nigdy żadnego zestawu scrapbookingowego, bo żal mi było kasy, ale kupiłam sobie zestaw nożyczek do cięcia wzorów. Teraz dłubię z rzadka - znajomi już się pochajtali :) Ale tak na święta mi się zachciało jednorazowo, dla Dorotki i Gabora. A prawdziwe arcydzieła kartkowe mojej koleżanki możecie oglądać tu i tu. Ponoć wszystkie już sprzedane, ale popodziwiać zawsze można:)

4 komentarze:

  1. :) śliczna! Nie wiedziałam, że też tworzysz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporadycznie, sporadycznie my dear. No i Twoim cudom nie dorównują!

      Usuń
  2. Super jest ta kartka!
    W terapii zajęciowej nie chodzi o wytwór ( jak to wygląda ) ale o sam proces tworzenia, który ma moc uzdrawiania, łagodzenia nerwów, odprężania, ponadto cieszysz się, że sama możesz coś zrobić, że się nadajesz, że nie jest tak źle!
    I oto właśnie chodzi!:)

    dziennik-terapeuty.blogspot.co.uk

    OdpowiedzUsuń