Myślę, że jak na 1. dzień - było OK. Odebrałam wczoraj F. ok 14. Chwilkę musiałam poczekać, bo kończył obiad i mył ząbki (!). Ciocie mówiły, że miał w ciągu dnia mały kryzys i zaczął płakać, ale liczyłam się z tym. Przyłączył się chętnie do zajęć, raz w ciągu dnia przysnął i raz się posiusiał, no ale dałam ciuszki na zmianę, więc nie szkodzi. Bardzo się ucieszył na mój widok i na widok braciszka w wózku (Dzidziuś!!!). Zrobił ciociom papa i powiedział, że jutro przyjdzie znowu.
W drodze powrotnej M. nam zasnął w wózku, więc poszliśmy jeszcze na plac zabaw, gdzie siedzieliśmy praktycznie do 16, a F. pokładał się na zjeżdżalni i w piaskownicy, więc pomyślałam, że położę go trochę spać w domu. W domu jednak on od razu przystąpił do występów wokalnych "na scenie", jak sam mówi, czyli na kanapie, która musi być wcześniej dokładnie uprzątnięta. Te występy są od jakiegoś tygodnia jego pasją. Śpiewa z płytą lub bez płyty, piosenki dla dzieci i te "dorosłe", głównie piosenki po angielsku, a właściwie w sobie tylko znanym frangliszu:) Niektóre wersy potrafi ze słuchu powtórzyć bez problemu, co cieszy nas bardzo (One, two, buckle my shoe, three, four, close the door, five six, pick up sticks... albo śpiewane przez tatę hey, man, look at me rocking now, I'm on the radiooooo!;)), a niektóre uzupełnia po swojemu. Skacze na tej naszej starej kanapie, dobija ją dokumentnie, ale niech dobija, potem kupimy sobie nową.
Tak więc występy na scenie trwały ponad godzinę, z czego wnioskuję, że dziecko miało jeszcze spory zasób energii. Co działo się w przedszkolu? F. powiedział, że na obiad był makaron gwiazdkowy (to akurat wiem, że była pomidorówka z makaron w kształcie gwiazdek). Pytałam, czy ciocia im czytała i mowił, że tak - książkę o Strażaku Samie, ale nie wiem, czy to akurat prawda. Ogólnie F. jest dość skryty, więc trudno będzie mi wyciągnąć z niego jakieś informacje. Dziś wstał już przed 6, więc niechybnie przyśnie w przedszkolu. Rano jechał chętnie, zresztą tata wozi go rowerem w przyczepce, więc jest dodatkowa zachęta. Prosiłam go, by wołał w przedszkolu siusiu, zobaczymy, z jakim skutkiem. Moim zdaniem nie zawoła. Dobrze, że rano przepisowa nasiadówka na sedesie zakończyła się sukcesem, przynajmniej problem qpsona mamy z głowy, choć oczywiście zawsze może się zdarzyć jakiś bonus:) Twierdził też: "ale jak ciebie nie będzie w przedszkolu, to Franiu będzie płakał". No, zobaczymy. Jestem dobrej myśli.
A ja? Muszę nauczyć się organizować sobie dzień inaczej. Teraz np. M. ma drzemkę, więc mam moment na blogowanie i to mnie cieszy niezmiernie. Trzeba inaczej ustawić spacer albo zrobić dwa spacery - jeden o "starej" porze, a drugi, gdy idziemy po F. Czuję, że nieco odżyłam, ale muszę się też w tej sytuacji odnaleźć. Ogólnie - jest dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz