piątek, 9 maja 2014

przedszkole - dzień 4.


Oto dzień 4. nam się skończył i niniejszym nastał weekend. Wieczorowo wpadli do nas dziadkowie, a teraz dzieciaczki śpią, a mężu ogląda, jak sam stwierdził, "głupi film".

Dziś też oczywiście Fr. nie bardzo chciał iść do przedszkola i na miejscu też się rozpłakał, a ojciec o wrażliwym sercu bardzo to przeżywa. Ciocie w przedszkolu mówią, żem mają takiego jednego tatę, co razem z dzieckiem płacze. Fr. ponoć szybko się rozczmuchuje i potem jest już OK. Był dzisiaj zobaczyć jak jest na taekwondo i podobało mu się. Oczywiście wiem to od cioci, a nie od F., bo z naszego malca niczego nie da się wyciągnąć, ale to ponoć normalne. Do tego nasz F. jest dziecięciem dość skrytym, więc czekam cierpliwie, aż zacznie może sam coś opowiadać. Taki dzień pewnie nadejdzie.

Ciocie chwalą go, że ładnie je. Coraz więcej nabiera na łyżkę. Sam myje rączki. Siusiu też już woła i ponoć sam chodzi, choć dzisiaj tez przydarzył mu się mały wypadek, ale co tam. Widzę, że powoli zaczyna czuć się tam jak u siebie. Gdy przychodzę po niego i rozmawiam z ciociami, on radośnie bryka po salach. Dzisiaj ciocia powiedziała mi, że Fr. dał jej buziaka. Byłam w szoku. Moje dziecko? A ona zapytała, czy da cioci jeszcze raz buziaka i on ją cmoknął w policzek. Musi czuć zaufanie miglanc jeden. Mówi do widzenia, przybija "piątkę". Minie jeszcze pewnie sporo czasu, zanim całkiem oswoi się z nową sytuacją i wejdzie w swój własny rytm. Poczuje, że przedszkole to jego drugi domek. Byłoby miło. Jeśli wtedy dostanie się z odwołania gdzieś do państwowego, żal będzie go przenosić i pewnie nie zrobimy tego. Ale odwołanie złożymy tak czy siak, dla zasady, z czystej ciekawości. Pewnie w poniedziałek znowu będzie problem od rana, ale trzeba wziąć to na klatę. Ech, dziwny jest ten świat...

Miło, że nam weekend nastał, miło... Pogoda dziś bardzo zmienna, deszcz, słońce, chmurzyska, wiatr niemiłosierny już któryś dzień z rzędu. Spotkałam dziś starą znajomą z dawnej pracy. Miłe spotkanie. Byłam na chwilę w kościele, bo jak zaczęło lać, to od razu skierowałam wózek do świątyni. Miło tak w środku nam było, choć Miłosz wznosił dziarskie okrzyki bojowe i musiałam go stamtąd zabierać, bo przeszkadzał w odmawianiu "koronki".

A nasz kochany grubasek niedługo szerszy niż dłuższy:) Oczywiście to żart, ale wygląda dobrze. Zjada trzy posiłki, a międzyczasie pije z cyca na żądanie. Na śniadanie (7-9 godz.) przeważnie jaglana z jakimś owocem - surowym tudzież słoikowym. Jaglaną gotuję z dodatkiem płatków owsianych, kaszy manny, zazwyczaj wrzucam suszone trele-morele. Obiad (ok. 13) ugotowany przez matulę, tudzież słoikowy lub mieszany. Kolacja (18-19) przeważnie kleik na mm z owocem lub z braku laku czasami jaglana jak zostanie od sniadania albo kleik się skończy (jak np. dzisiaj). W nocy pije z cyca. Od 4-5 godz. ostatnimi czasy śpi niespokojnie i wybudza się często, więc i matka lekko niedospana. W dzień czasami dopajany herbatą owocową lub woda, ale generalnie butelkę ma w pogardzie. Kilka razy dostał po kąpieli mm, bo chciałam sprawdzić, czy będziel piej spał. A guzik. Więc już nie podaję. Po co. Z kupą problemy. Czasami jest codziennie elegancka kupencja, ba! nawet i kilka dziennie. Ale jak się dziecko zaczopuje (co ma miejsce obecnie), to żadne dietetyczne modyfikacje i rewelacje go nie ruszą. Potem w ruch idzie czop i dziecku się lżej w życiu robi.

Aaaaaaaa. Ziewaaaam. Dobrej nocki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz