Jest z nami - bryczka dla dzidziola nr 2!!! Gdy porównam ją do wózka, którym bujał się mój dzidziol nr 1, to tak, jakby porównać malucha do mercedesa. Miks śmietankowy do masła osełkowego. Muffinki na mleku do tych na maślance. Tetrę do pampersiaka. I tak dalej.
Nasz stary pojazd (otrzymany za darmochę od znajomych znajomych) wizualnie może i prezentował się niezgorzej:
Jednak prowadziło się go dość topornie. Może nie był jakiś szczególnie dobity - jeżdżąca nim wcześniej dwójka dzieci nie zdezelowała go aż tak bardzo. Zresztą, wtedy nie robiło mi to różnicy, bo nie wiedziałam co tracę, a poza tym argument finansowy okazał się decydujący.
Ale dziś mogę śmiało powiedzieć: wózek bez skrętnych kół to jest jakaś masakra!!! Przy każdym skręcie trzeba nacisnąć całym ciężarem ciała na tył pojazdu, podnieść w ten sposób przód wózka i "przestawić" go na tor jazdy w nowym kierunku. Dlaczego moja rana po cesarce tak długo mnie bolała? Może właśnie przez to, że musiałam pracować brzuchem przy każdym spacerze, czyli codziennie. Nigdy więcej - powiedziałam sobie, gdy mój syn przesiadł się na spacerówkę-parasolkę. Neva-eva. Rupieć stoi u pradziadków na poddaszu i w swoim czasie ma doczekać chwil świetności i wyjechać na polskie chodniki. Tylko, gdy będziemy u dziadków, będziemy go używać. Odpadnie nam dzięki temu wożenie wózka.
A po naszym miasteczku dzidziol nr 2 będzie się rozbijał taką oto maszyną nowej generacji:
Wózek nie jest nowy, ale kupna nówki nie planowaliśmy. Nie kosztował dużo. Nie jest zniszczony, tylko ciut przybrudzony, ale to żaden problem. Mój dwuipółlatek jeżdził sobie nim po całym domu, co mówi wiele o zwrotności tego pojazdu. Prowadzi się go jedną rączunią. Ma wielkie pompowane koła. W Polsce nówki tego modelu niedostępne - facet nabył go w Holandii. Cudeńko, z którego jestem dumna, bom zaradna i obrotna dziewczyna:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz