Kiedy byli u moich rodziców ostatnio ich starzy znajomi, powiedzieli, że opowieści o tym, jak to za czasów tetry dzieci porzucały pieluchy o wiele wcześniej mam "włożyć między bajki". Sami mają skompikowane doświadczenia z młodszym (już teraz dorosłym) synem, który bardzo długo miał problemy tego gatunku. Chodzili z nim nawet do psychologa i pomogło w końcu jedno - czas. Sam do tego dojrzał.
Wczoraj pogoda była cudna, więc zdjęłam młodemu pieluchę. Latał sobie w krótkich spodenkach, momentami nawet bez majtek pod nimi, a jak się zesiurał to przebierałam i wywieszałam te zasikane na balkonie. Schły błyskawicznie i ponownie wracały na tyłek. Przez cały dzień może ze 4 pary tylko zeszły dzięki temu. Frustracji było mniej niż ostatnio, bo nie mówiłam mu a każdym razem, że nastęnym razem ma zawołać. Po prostu przebierałam i już.
Dziś dzień drugi, pogoda gorsza, zimniej i niebo zachmurzone. W mojej głowie też chmury, bo zastanawiam się wciąż: pielucha czy nie? Właśnie umyłam i przebrałam zakupczony tyłek i wyprałam zakupczone gajdy. Idzie weekend i tata weźmie na siebie przebieranki, ale jeśli przez weekend młody nic nie załapie, to wrócimy znów do pieluchy. O ile dziś dam radę:) Wieczorem jedziemy do dziadków, a jutro wyprawiamy mężowe i moje imieniny. Od rana będę robić placek i tiramisu dla 15 gości. Wczoraj zrobiłam na próbę tiramisu bananowe (przepis STĄD) z moimi małymi modyfikacjami i zaprosiliśmy znajomków, aby nam pomogli je zjeść. Wyszło ok, ale wyciągnęłam wnioski i jutro znów ciut zmodyfikuję. Wyjazd niezbyt sprzyja odpieluchowaniu - przekonałam się o tym ponad miesiąc temu przy ostatniej akcji "pielucha wejk". Te głupie uwagi : "taki duży chłopiec, a robi w majtki", "wszystko umie, ale to co ma umieć, to nie umie (???)" (pradziadkowie), "mam nadzieję, że przy drugim dziecku będziesz mądrzejsza i będziesz je wcześniej uczyć", "wszystko przez te pampersy" (babcia). I tak dalej. Może to biorę wszystko za bardzo do siebie, może powinnam być bardziej gruboskórna, no cóż - może.
Ponoć każde dziecko inne jest. Moje od zawsze zlewało nocnik (niestety tylko w sensie metaforycznym), a ja nie mam natury kapo i nie zmuszałam. Jako mama wiedziałam, że rzadkie jak jego kupa nocnikowe sukcesy nie są efektem celowego działania i nie wynikają z samoświadomości, a są efektem przypadkowego popuszczenia na nocnik. Do tego rzucanie tymże i szczere nieznoszenie go. Jak zaszłam w drugą ciążę, to w ogóle już te walkę zarzuciłam, bo nie miałam fizycznie i psychicznie siły.
Człowiek jakoś zawsze trochę inaczej wychowuje niż sam był wychowywany. U nas kar i nagród nie ma, bo staramy się (ja), żeby otrzymywał, jak to mądrze mówią stratedzy attachment parentingu, "niewartościującą uwagę". Mąż starać się nie musi, bo raczej wyniósł to z domu, ale to osobna historia. Nie zawsze nam oczywiście wychodzi z tą niewartościującą uwagą, ale się staramy. No więc nagrody za nocnikowy sukces u nas nie przechodzą zwyczajnie, bo instytucja nagrody nie istnieje. Kara za brak takowego sukcesu w ogóle jest moim zdaniem niedopuszczalna, choć słyszałam już dwie historie, jak to dziecko dostało w dupę jak się zesikało w gacie zamiast do nocnika. Nie umiem odmówić mu czułości, buziaka czy przytulenia, jak zesiura się w gacie. Próbowałam jakiś sztuczek z nagrodą, trochę wbrew sobie, no i klapa. To nie moje klimaty - przekupstwo.
Wiele osób na forach radzi, że trzeba bardzo dziecko wychwalać, pod niebiosa wręcz, jak zrobi siku albo kupę na nocnik, bo to dziecko motywuje. Znowu - nie z naszym F. te numery. Jeśli ktoś go chwali: o jakie piękne to lub tamto zbudowałeś, zrobiłeś, narysowałeś, ale ty masz super auto, to tamto siamto, a ty naprawdę sam? sam to zrobiłeś, nie wierzę oooooo!!!! - dziecko patrzy nań mocno podejrzliwie. Hehe. Wiem. Inni mają dzieci "grzeczne" lub "niegrzeczne". Karne. Podlegające behawioralnym zasadom kary i nagrody. Zasługujące lub nie na uśmiech mamy lub taty. Śpiące samodzielnie w łóżeczku. I sikające na zawołanie do nocnika. Coś za coś. Splot fizjologii z psychologią. U nas wychowanie, jak to pogardliwie mówią, "bezstresowe". Rośnie nam silny charakter, który wspieramy (ale to temat na osobny post). I jak to Kaśka Miller (uwielbiam) na wykładach jesienią w Malcie mówiła: "I Ch*j!". A teraz pozwolę sobie przebrać kolejny raz zasiurane majty, bo będziemy wychodzić na dwór.
Wytrwałości! F. to mądry chłopczyk :)
OdpowiedzUsuńWiem my dear, wszystko w swoim czasie:)
UsuńPS Do matury się nauczy:)
Usuń