Rzaaaaadko coś oglądamy z moim Kochanym. Rzadko mamy wolny wieczór, a jak już mamy, to czasami cuś wypożyczamy i oglądamy. Wybieramy (teoretycznie) na zmianę, ale i tak mężu wypożycza filmy, które są dla mnie strawne. Wie, że nie lubię mordobicia, wyciskaczy łez, dołujących historycznych dokumentów... generalnie mało filmów przypada mi do gustu. Komedie romantyczne mogą być, ale nie te badziewne. Może być jakaś obyczajówka, byle nie było w niej za dużo dramatu i śmierci. Ciężko...:)
Jednak ten film mieliśmy w planach już od dawna. Okazja stworzyła się sama - dziecię zasnęło wcześniej, więc w końcu obejrzeliśmy Searching For Sugar Man.
Gdzieś wyczytałam, że cokolwiek napisze się o tym filmie, będzie to za dużo lub za mało. Więc nawet się nie porywam z motyką na słońce i nie opisuję moich wrażeń, bo mam w głowie mętlik wielki... Dawno już nic mi się tak nie podobało.
Deszczowo dziś. Dziecię śpi, a młodsze tak mi dało popalić na spacerze, że znów zaczęłam się zastanawiać, czy nie jest łebkiem w górę jednak... Zakupiłam termometr douszny, choć F. już nie gorączkuje, ale na bank się przyda w przyszłości, niechby pełnił funkcję tylko kontrolną, czego sobie życzę, ale jestem realistką. Idę się wyciągnąć obok zasmarkańca)
Wiem o czym mówisz... mnie ten film rozwalił...
OdpowiedzUsuń