poniedziałek, 8 lipca 2013

refleksje poszpitalne


Parę słów o moim pobycie w szpitalu w sobotę. Pominę nazwę szpitala i nazwisko lekarki dyżurującej. Naczekałam się, nasiedziałam, ale najważniejsze, że zrobili mi dwa ktg, a każe z nich trwało ponad godzinę. Wydruki ktg były OK. Miałam też usg na izbie przyjęć, z którego wyszło, że położenie synka mego jest miednicowe, czyli główką w górę, ale to może się jeszcze zmienić i nie wiem, czy przypadkiem już się nie zmieniło. Pani doktor na izbie przyjęć niemiła i obmierzła. Ktg robiono mi na porodówce. Położne cudowne, ciepłe i wyrozumiałe:) Dobija mnie jednak medykalizacja całego procesu powołania na ten świat małego człowieka.

Z jednej strony cieszę się, że nie muszę rodzić tak jak kobiety 100 lat temu, a z drugiej naszym szpitalom i personelowi brakuje wiele. Wiem, że są wspaniałe położne i cudowni lekarze i że każda z nas nosi w pamięci swoje własne historie, w których pojawiają się osoby bardziej i mniej chlubne. Niestety wielu z lekarzy brakuje typowych miękkich umiejętności. Jak rozmawiać z pacjentem. Jakich dobierać słów, jak sprawić, by poczuł się może nie jak "ktoś zupełnie wyjątkowy" jak chłopiec z reklamy Werther's Original, ale jak ktoś ważny, z własnymi potrzebami i godny szacunku. Pod tym względem mój lekarz prowadzący ciążę jest aniołem. Taki lekarz to rzadki ptak. Być miłym prywatnie, za pieniądze to nie sztuka. Ale być miłym w szpitalu i przyjmując na NFZ - to jest szuka. Mój lekarz to potrafi. Ale cóż, świata nie zmienię. Cieszę się, że z maluszkiem wszystko ok, a co zaoszczędziłam, to moje.

Garść cytatów z syna mego:

Czyszczę mu uszka. F. bierze w łapki dwa patyczki i krzyżuje je: Z patycków mozna zrobić ksyz. To jest taki pięęęęęękny klęcony wiatlacek.

W weekend nocowała u nas babcia. F. chciał spać z babcią, ale w końcu zdecydował, że idzie do mamy. Ja już leżę w łóżku przy zgaszonym świetle. F. ładuje się na wyro: Mamka... taka kochaniutka. Po chwili przytula się do mnie: Jaka cieplejsa mama.

Kładziemy się spać i zauważam, że jakiś robal siedzi F. na twarzy. Odganiam go, ale wołam tatę, żeby go załatwił, bo jakiś dziwny jest ten robal. Tata załatwia robala gazetą i wychodzi. F. komentuje: Był komal w łósku. Tata go strzepnął tą cieplutką gazetką. :)

Wolna kulinarna wariacja F. na temat piosenki Marii Peszek: Makalon, makalon, tak się ciesę ze ciebie kolon!

(i z ostatniej chwili)
F: Mama jest dziewcynką.
Mama: Tak.
F: No powiedzmy, ze mama jest dziewcynką.

:)

4 komentarze:

  1. Cieszę się że wszystko ok.
    Dialogi urocze :) uwielbiam rozmówki maluchów :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No niestety świata nie zmienimy...a naszej służbie zdrowia przydałaby się taka reforma od podstaw...Uwielbiam dialogi Twojego synka;) zawsze się uśmieję :D Pozdrawiam! Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  3. N(arodowy) F(undusz) Z(ła) - to mówiłam ja - mymlając Werther's Original :******

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha!Cudowne te cytaty!:-)A na temat służby zdrowia, opuszczę kurtyne milczenia:-)

    OdpowiedzUsuń