Fatalna noc za mną. Zasnęłam dopiero ok trzeciej nad ranem, nie mam pojęcia czemu. A to kaszel, a to katar, za gorąco, za zimno, jakaś masakra.... W końcu wstałam, przebrałam się, zjadłam kawałek ciasta, wypiłam kubek zimnej kawy zbożowej i wywietrzyłam sypialnię. Potem zasnęłam, ale miałam straszny koszmar, obudziłam się z krzykiem na ustach, potem sąsiedzi wrócili z imprezy...
Dziś od rana pogoda ohydna - chmury, zimno. Chyba jest już jesień... czy ja przespałam lato i narodziny mojego drugiego dzidzia? Nasz F. od rana strasznie obręczony, wymusza wszystko dzikim wrzaskiem i rykiem, a ja mam próbkę tego, ile mam cierpliwości do dziecka, gdy nocka zarwana. A jesienią... oj jesienią będzie się działo... W dodatku jakoś nie możemy poczuć się lepiej. Jesteśmy zasmarkani, zakaszleni i coś mi się zdaje, że przed naszym wypadem na wieś młody zaliczy jeszcze osłuchanie u pana doktora. Póki co leczę go syropem prawoślazowym, który przeważnie działał u niego cuda...
Na poprawienie humoru - mój hit ostatnich dni:
Hehe,alleluja! Może Tobie też słoik nutelli pomoże ;)
OdpowiedzUsuńZdrówka Wam życzę, a Tobie cudownie przespanej nocy :*
OdpowiedzUsuńŁączę się w bólu...
OdpowiedzUsuńJa to mówię "Cycki w górę i do przodu" :D
OdpowiedzUsuńO tak, tego Pana słuchamy i bardzoooo lubimy :)
OdpowiedzUsuńSmarkata żeś? A ja właśnie chciałam wpaść pod koniec tygodnia... :(