Padam, padam:) tak się cieszę, że wolny wieczór dziś mam...
Syn zaraz będzie zasypiał, bo dziś bez drzemki popołudniowej się obeszło, bo dziecię umęczone po nocy katarem spało rano chyba aż do 9:30. Odwiedzili nas też dziadkowie, więc atrakcji było sporo. Gdy dziadkowie odjeżdżali, mały pomachał im z balkonu i zawołał: Fajnie było! Ja natomiast wyciągnęłam dziadka do biedronki na wieeeelkie zakupy i dzięki temu mój ukochany nie musi ich robić. Kupiłam sobie małe turystyczne żelazko dla mych ciążowych potrzeb. Odpalanie stacji parowej dla jednej głupiej bluzki chwilowo mnie przerasta, a dostałam ostatnio w prezencie taki oto gadżet z Ikei:
Wiesza się po skończonym prasowanku to-to maleństwo w szafie i już. Opcja idealna dla tych, co mają małe mieszkanie lub duży brzuch, jak na przykład moja skromna - wcale nie w gabarytach - osoba. Posiadłam też biedronkową silikonową formę do pieczenia w kształcie motyla, którą mój syn już upodobał sobie okrutnie. Łazi z nią, wkłada na głowę i woła: kapelusz! albo po prostu ogląda z zainteresowaniem i mruczy: It's a batelflaj...:)
Teraz tata czyta mu do poduszki knigi, a ja skrobię tego posta. Zobaczymy jak będzie spał tej nocy, bo zasmarkał się nam przedwczoraj. Dziś już na szczęście nie ma gorączki. Myślę, że katar jest zasługą upałów i klimatyzowanych marketów. A sterani rodzice może zasiądą z jedzonkiem przed tv i obejrzą w końcu "Sugarmana"? A może po prostu porozmawiają? Obie opcje równie kuszące:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz