czwartek, 28 lipca 2011

kosiarki i karmienie:)

Mieszkanie w sąsiedztwie parku ma swoje minusy. Dzisiaj, na przykład, od rana faceci z kosiarkami... aż chciałoby się jak główny bohater "Dnia świra" zagadać....


Dziecię drzemie, obiad się gotuje, w kuchni jubelek, a ja skrobię szybciutko. Pogoda do przysłowiowej bani i dobrze, oj dobrze, że cycuszek jest w odwodzie, bo na takie pogodowe sensacje moje dziecię jest czułe. Ale ale, muszę zacytować rozmowę, którą odbyłam z pewną "życzliwą" panią w przychodni, gdzie w poniedziałek byliśmy na szczepieniu. Otóż po szczepieniu malutki odrobinkę zapłakał, więc wzięłam go na kolana i dałam cycusia na chwilkę do pocmoktania, co oczywiście pomogło natychmiast:) Zagadała mnie pewna pani, lat na oko 50+ i mówi coś w stylu "pewnie, niech się przytuli do mamy, tak", na co ja się uśmiechnęłam i nawiązała się rozmowa z - jak mi się zdawało - zwolenniczką karmienia piersią. No i gadka-szmatka, aż w końcu
ta pani: "No ale już powinna go pani powoli odzwyczajać, bo im starsze dziecko, tym będzie pani trudniej.
ja: Ale ja nie mam nic przeciwko temu żeby ssał pierś do drugiego roku życia proszę pani
ta pani: I co? Chce pani, żeby panią rozbierał w tramwaju????
ja: Ale my nie jeździmy tramwajami, więc nie mamy tego problemu.

Hehe. Tym optymistycznym akcentem pozdrawiam wszystkie karmiące mamy!!! :)

PS Kończąc tego posta usłyszałam podejrzany dźwięk z kuchni. Pobiegłam tam, a obiad dla F. mi się wygotował, a garnek lekko spalił!:))) Ale chyba go odratuję:)

2 komentarze: