sobota, 2 lipca 2011

z doskoku

Tato nasz powrócił z Holandii i przywiózł nam pyszne wafle, a teraz kelneruje na weselu, abyśmy mieli na pieluchy. Muszę przyznać, że jestem szalenie dumna z mojej drugiej połowy, że dorabia jeszcze w weekendy. Idą dla nas trudne finansowo czasy - od lipca spłacamy kredyt, a jeszcze nie mieszkamy na swoim, tylko w wynajmowanym. Do tego od września ja przechodzę na wychowawczy lub - jeśli będzie szansa na dotację z PUP - otwieram działalność. Przyznać muszę, że nie jestem z natury osobą rzutką, przedsiębiorczą, odważną, biorącą byka za rogi, asertywną do bólu itp., ale czuję, że drzemie we mnie potencjał. Wielokrotnie zastanawiałam się, co umiem dobrze robić, w czym czuję się jak ryba w wodzie, co przychodzi mi lekko, a jednocześnie jest przyjemne? Czy na którejś z tych rzeczy dałoby się zrobić pieniądze? Jest kilka takich rzeczy i trzeba się nad nimi porządnie zastanowić. A do rzutkości i przedsiębiorczości trzeba się zmusić, wyhodować to w sobie jak drogocenną i rzadką roślinkę, podlewać...

Muszę przyznać drogie Koleżanki-Blogowiczki, że jak odwiedzam Wasze blogi, to czuję się jak mała i szara mysz. Macie takie wspaniałe pasje (sutasz, scrap, szydełkowanie itd.), czytacie książki, które Was interesują i macie jeszcze czas na pisanie własnego bloga i wizytowanie cudzych. Ba, Wy jeszcze robicie to wszystko z dziecięciem na rękach!

U mnie za dużo jest rozmemłania, za mało organizacji, wciąż chodzę niedospana, niedomalowana, niedoczesana:) Nie jestem co prawda mamą z tłustymi odrostami i w dresie, ale szału wyglądowo też nie robię. Zaczęłam przedkładać wygodę ponad inne względy, same się domyślcie jakie. A gdy udaje mi się utrzymać z dnia na dzień względny porządek i zrobić w miarę zjadliwy obiad, a do tego wypchnąć dziecię na spacer, to dzień uznaję za udany. Kończę już na dzisiaj. Dziękuję za komentarze i ciepło pozdrawiam - blogująca i już śpiąca.

2 komentarze: